Ciąg dalszy przetwórstwa ogrodowego Gosia
była autentycznie oburzona, pomówmy o nas, chce ci się fikcji?,
za trudne jest życie,
żeby marnować czas, prąd, papier. Komputer ma być przydatny,
służyć czemuś, a ty głupotami się zajmujesz.a ależ,
jeśli piszę , to dla zdrowia właśnie, mojego.. Trzeba coś
robić, żeby wyjść z depresji, która trzyma mnie już od lata
właściwie. Dobrze się czujecie? Nie mam innego sposobu na poprawę
nastroju. -
No, -
mówi druga Gosia, ja też nie mam i cały czas jem.
Prze....ne,
stwierdziła Kika, wszystkie mamy coraz gorzej. Nie mam kasy i nie
mam pomysłu na nic, a w dodatku mąż mnie zdradza.
Cii,
kelner słyszy, jak przeklinasz, nie wypada – pierwsza Gosia- też
nie jest pogodzona z losem, ale umie się zachować w miejscu
publicznym. Tymczasem zamówiły po kolejnym, już trzecim piwie.
No mów
Gosia, co u ciebie?
G...o,
znaczy bez zmian, dalej mam te same problemy i nie radzę sobie.
Jedyna moja przyjemność to nasze spotkania. Właściwie czekam na
nie jak na deser.
Konkluzja
jest, że wszystkie mamy silną depresję, ja sobie nie radzę, stąd
pomysł na pisanie absurdalnej powieści, która na pewno musi mieć
dobre zakończenie. Nie mam innej koncepcji, bo środki
antydepresyjne to walka ze skutkiem, a nie – przyczyną
melancholii – Agata zamówiła czwarte piwo.
Ja
chyba mam sposób na poprawę nastroju... Kika tajemniczo
uśmiechnęła się, bo ma w sobie wielki potencjał mimo
dramatycznej teraźniejszości .
Jaki,
no jaki? Sąsiednie stoliki zamilkły, wszyscy zwrócili głowy w
stronę czterech już trochę głośnych, dojrzałych pań. Ogólne
zainteresowanie?
Cii –
mówi Kika, muszę zrobić konspekt. Przedstawię wam plan walki z
depresją za tydzień, ok.?
Sąsiednie
stoliki dyskretnie wyciągnęły z torebek terminarze, żeby nie
przegapić okazji podsłuchania rewelacji o walce z depresją u jej
przyczyn ( za tydzień, czyli w kolejny piątek).
Tymczasem
przyjaciółki już rozstawały się, Gosia druga niemalże wbrew
sobie wyszeptała: a ja to chciałabym wiedzieć, co dalej będzie
się działo w zaginionym świecie... i.. czy mogę mieć na to
jakiś wpływ? Chociaż drobne sugestie?
Agata
rozpromieniła się - ja też jestem ciekawa przyszłości, co
będzie, wyniknie za tydzień. Pa .
Pa
No pa.
Przyjaciółki
rozstały się z wyrzutami sumienia. Nie można bowiem wyłącznie
krytykować i wszystko wszystkim mieć za złe. Jak wiemy, każde
zjawisko, w tym również trąba powietrzna , ma swoje złe i dobre
strony. Agata pierwszy raz od miesięcy
usnęła bez tabletki popitej szklanką wina. Zaś zasypiając nie
myślała o codzienności, a tylko o losach wyobrażonej, własnej
społeczności. Wszyscy tam byli wyłącznie jej, począwszy od
wójta, do proboszcza włącznie. Zasnęła, a sny stanowiły
kontynuację wyobrażonej, śmiesznej i strasznej historii maleńkiej
wioski.
Minęły
cztery miesiące, nadchodziła jesień. Tymczasem we wiosce zapanował
chaos nie do ogarnięcia, właściwie bunt. Wójt postrzegł
społeczność wioski jako gawiedź, ale po uprzednich sukcesach miał
na tyle dobrej energii, żeby nie uciec. Zebrał siły i zwołał
wszystkich. Wieczorem, po zachodzie słońca zamknięto bramę
skansenu, mieszkańcy wioski zgromadzili się przy wielkim ognisku
nieopodal Światowida, siedli w kucki i rozpoczęto obrady.
Musimy
wytyczyć plany działania, ukonstytuować się i działać w oparciu
o ustalony wspólnie program, który wam zaraz przedstawię -
wypowiedź Jeremiasza wywołała gromkie protesty.
-Ty nieuku,
parweniuszu, komunisto! Uwięziłeś nas w obozie! Co z tego, że
nasze konta rosną ! czuję się niewolnikiem sytuacji –
wrzeszczał szewc – autor słomianych łapci, zaś wcześniej –
doktorant ASP w Łodzi. Ma rację, ma rację – poparli go inni
wysoko wykształceni członkowie piastowskiej gromady. Chcemy do
miasta, do Urzędów Pracy, Skarbowych, brakuje nam kontroli ze
strony administracji . W końcu co !! Chcemy się bać!! Czy w rzeczy samej?
-Ja lubię
się bać kar, mandatów, wreszcie naszego proboszcza, nie jestem w
stanie bezkarnie cieszyć się życiem, to demoralizujące –
skarżył się dotychczasowy degenerat, doktor nauk społecznych
aktualnie szyjący wytworne sukmany, również na sprzedaż turystom.
Ja straciłem
ochotę do picia, jest mi za dobrze, takie życie nie ma sensu,
wykrzykiwał zdesperowany, ty wójtem jesteś? Sołtys, sołtys
Kierdziołek, nie wójt, ty Jeremiaszu, dupku, ty!.
Wójt
momentalnie uświadomił sobie, że w wiosce konieczne są rygory,
należy tuziemcom maksymalnie utrudnić życie, aby poczuli się
wolni, potrzebni, zarazem kontrolowani.
No
właśnie informuję, iż pojutrze przybywa do nas komisja z Unii,
albowiem zakwestionowano straty poniesione w wyniku trąby
powietrznej. Sugerują, że sami zlikwidowaliśmy wioskę, aby
uzyskać dotację i uwolnić się spod absolutnej władzy kleru( ?) (czytaj –proboszcza Mariana). Likwidację skutecznie rzekomo
przeprowadził syn Główczyków, fizyk nuklearny, który zwykle
pół roku spędza w pieleszach domowych, a pół w bazie. Mateusz
od Główczyków podniósł się ociężale, aby zaprzeczyć
fałszywej tezie unijnych badaczy – nieprawda, przyjechałem do
matki wypocząć, odreagować naukowe stresy, z trąbą i zagładą
nie mam nic wspólnego. I nie chcę stąd wyjeżdżać. Wręcz
odwrotnie – tu jest moje miejsce,
Jeremiaszu, mów, co mam robić w kierunku zgody i utrzymania
statusu naszej wioski jako świata odnalezionego. Do
rzeczy tedy – wykrzyknął Jeremiasz, konstytuujemy się!
Proponuję
wybór przywódcy naszego zgromadzenia, kobiety w liczbie 36 nie
głosują. Kobiety są bez prawa głosu. Dobrze, chórem orzekły
uszczęśliwione niewiasty, nareszcie uwolnione od żmudnych obrad
decydenckich. I tak wami rządzimy jak chcemy, więc do zobaczenia
po waszych samczych obradach.
No, (
wójt lubił tę część mowy) to mamy z głowy wrzeszczące baby.
Zatem konstytuujemy się, proponuję siebie na przedstawiciela
naszej społeczności, kto jest za – byli wszyscy – będziecie
się bać, jak tylko chcecie, będzie terror, przymus i kontrole,
zgoda? Wszyscy mężczyźni poczuli się męsko i zaakceptowali
propozycje wójta, ochoczo potwierdzając jej przyjęcie toastami
przepijanymi własnym, znakomitym i zdrowym produktem z uzbieranych
przez głupie baby ziół.
Jeszcze było
ciepło, spali przy dogasającym ogniu do świtu. Wreszcie czuli się
szczęśliwi. Będzie przymus, bat i kontrola, może nawet nagrody
jakieś?
Nadmieniam
na marginesie, że pomimo opisanego wyżej chaosu, bezhołowia tu
absolutnie nie było. Bo każdy, stary czy młody, uczony, czy
prostak, miał wyznaczoną rolę. Nie szkodzi, że inną, niż
wyuczoną, ale konkretną – przydatną w małej, wyalienowanej
społeczności.
Studnia
Główczyków w wyniku trąby straciła wystające nad ziemię
konstrukcje. Ale woda z niej była źródlana. Obudowano źródło
drewnianymi balami. Drewniany cebrzyk zawieszony na prymitywnym
żurawiu wysiłkiem babskich ramion dostarczał wody dla wszystkich.
I okazało się, że ichnia woda ma niezwykłe właściwości –
podlega gotowaniu na ogniu z brzozowych bierwion i wtedy każdy napój
smakuje inaczej, sto razy lepiej, niż dotychczas( czytaj –
przed trąbą). Strzelczykowie Zygmunt i Marianna wykształcili syna
Andrzeja na geodetę. Ów był w odwiedzinach u rodziców i
niefortunnie zaliczył trąbę. Teraz zaaferowany badał – w miarę
posiadanych na miejscu możliwości skład wody – pierwiastki i
takie duperele. Jednocześnie troskał się o los proboszcza, bo jako
zawzięty ateista miał wyrzuty sumienia z powodu odrzucenia jego
wielebności od piastowskiej wspólnoty. On jeden czuł się
odpowiedzialny za straty kościoła w wyniku zaszłości ( czytaj –
trąby)
Wszyscy
dotychczasowi katolicy tak naprawdę myśleli tylko o sobie,
proboszcz był w ich mniemaniu kimś lepszym i z tego tytułu miał
sobie sam radzić. Tymczasem biedny proboszcz Marianek był całkiem
bezradny, już nie młody, w sumie nielubiany, został na lodzie.
Jego zwierzchnicy również go nie akceptowali, bo wszystkim miał za
złe, taki zrzęda. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy, sutanna
poplamiona, śmierdząca wręcz, buty dziurawe, włosy skudlone,
wycinane tępymi nożyczkami, źle ogolony, Z nosa i uszu wystały my
siwe kudły. Ostatnio przygarbił się i by sczezł był, gdyby nie
wsparcie ateisty Andrzeja od Strzelczyków, który namówił
proboszcza na urlopowy wyjazd do Buska-Zdroju. Nie – do sanatorium,
na to nie było środków. Do cioci Andrzeja , która prowadząc
prywatny pensjonat miała szczególne uwielbienie dla sutann.
Zadbała o Marianka z nadzwyczajną starannością. Odzyskał nobliwy
wygląd i czystą sutannę ( wszystko na koszt Andrzeja - ateusza.
Jednocześnie Marianek pojął, którędy droga do zbuntowanych
parafian, więc nie przez kary i klątwy, ale wsparcie i akceptację
nowych sytuacji. Tedy w miast starań o nową parafię, podjął
czynności zmierzające do odzyskania starego poletka
kaznodziejczych wpływów. I to nie we własnym szeroko rozumianym
interesie, ale dla dobra dawnych, bardzo nienawidzonych, obrzydliwych
parafian. Cóż więc uczynił ( pomijamy
kwestię, czy jego działania zgodne są z przepisem kodeksu
kanonicznego). Wyobraźcie sobie – Marianek nauczył się czeskiego
i z przesłaniem chrześcijaństwa w tym języku przybył do naszej
wioski. Oczywiście, że został rozpoznany – Wasza Wielebność,
czapkowali mu wszyscy, a baby całowały kościstą dłoń
Marianka, my to jeszcze poganie, co teraz będzie? Jam jest czeski
misjonarz, przybyłem przynieść wam krzyż Pana Jezusa i ochrzcić
was dla zbawienia, ok.?
Jeremiaszu,
Jeremiaszu, to znowu będziemy mieli się czego bać, toż to nasz
proboszcz wielebny.
No, więc
chcieliście się bać, już trochę jest czego, nie pasuje?
Nie –
odparł proboszcz – ja tu z misją jestem od Czechów, mam was
ochrzcić z wody, jak Jan. Ze studni Główczyków, podpowiedział
Andrzej ateusz. Dobrze, niech tak się stanie!
I cała
wioska, jak jeden mąż podeszła w kolejce do studni. I chrzcił
ich ten obrazoburca Marianek, coś tam wiedział na temat chrztu. Do
wieczora cała wioska przyjęła chrzest, również Andrzejek ateista
– autor afery chrzcielnej.
No to teraz
do kościoła zarządził wójt Jeremiasz – spowiadamy się z tego
co źle zrobiliśmy i co mamy w planie źle zrobić.
Agata
obudziła się wcześniej niż zwykle, bo dręczące sumienie nie
daje spać. Myślała: nie mogę rzeczywistych problemów łagodzić
fantazją. Może ja jestem przyczyną alkoholizmu męża? No nie
jestem, jednak jestem? Ucieczka w fantazję nic nie da.
dzieci,
pobudka, śniadanie ( znowu, jak co dzień perfekcyjne zaplanowane,
z przeliczeniem na koszt śniadania w stosunku do ilości dni w
miesiącu do pensji nauczycielskiej). Wstawać, bo czas do zajęć (
córka – liceum, syn – studia. Mąż – praca). Obrażeni
pobudką łaskawie zjedli śniadanko i wyszli, zostawiając matce do
sprzątnięcia resztki po śniadaniu, rzeczy do pralki, pustą rolkę
po papierze toaletowym i wygniecioną tubkę po paście do zębów.
Zaplecze domowe do uzupełnienia, ależ, to w ogóle nic wobec
problemów mieszkańców mojej, co raz bardziej bliskiej mi wioski
– stwierdziła Agata. – Moja fantazja staje
się mi bliższa, niż rzeczywistość – przerażająca konkluzja
uruchomiła Agatę. Raz dwa zrobiła, co trzeba – rzeczy do
pralki, natychmiast zakupy środków czystości i produktów na co
najmniej dwa obiady i do pracy.
Tak
minął tydzień od spotkania z przyjaciółkami, na które
wszystkie czekały z ukrywaną wobec najbliższego otoczenia
niecierpliwością.
Znowu
piątek, znowu razem: przyjaciółki konwencjonalnie ucałowały się.
No mów, ty mów pierwsza.
Kika czeka
chwili, żeby mimo swego dramatu konsekwentnie przedstawić projekt
uzdrowienia ich maleńkiego stowarzyszenia.
Tymczasem
Gosia Pierwsza oznajmia – mam dość wszystkiego, całe swoje życie
poświęciłam córkom, a one tego wręcz nie wiedzą, nie doceniają
mnie.
Żal Gosi
potwierdzony życiowym doświadczeniem przyjaciółek przyjęto jako
konstans. Wszystkie mamy jakiś żal , więc, panie kelnerze, prosimy
o duże piwa ze słomką.
Zamówienie
zostało w przedbiegach wykonane, bo pan kelner również, jak
wszyscy pozostali konsumenci, chciał poznać receptę na depresję.
I to nie z myślą o sobie, ale o swojej mamie, którą w pewnym
sensie utożsamiał z klientkami kawiarni.
Mów,
Kikuniu, nasza najlepsza przyjaciółko – Gosia druga aż wierci
się niecierpliwie.
Otóż,
stwierdza Kika, mam dla nas najlepszy sposób na wszelkie stresy.
Jaki?
Uśmiechnęła się bardzo sceptycznie nastawiona do Kiki
racjonalistka Gosia Pierwsza.
To
zwyczajnie jest gimnastyka, odpowiednia dla nas.
Sąsiednie
stoliki wręcz oklapły z rozczarowania – to śledzimy z ukradka
tajemnice walki z depresją, aby usłyszeć o banalnej gimnastyce?
Kto by się nimi przejmował, ale nie zrezygnowali z kontynuacji
podsłuchiwania starszych pań.
Kika
tymczasem, wbrew dotychczasowym zwyczajom, rozpoczęła szkolenie:
Wiecie, że
przez 15 lat prowadziłam Fitness Klub dla Pań przy Złotej 19 w
Kielcach? Wspólnie z Mariolcią Piasecką Leydo :) Moje
doświadczenie w kierunku skuteczności ćwiczeń gimnastycznych
jest wystarczające, żeby teraz was przekonać o ich stosowaniu.
To pole moich sukcesów, bo dzięki mojej gimnastyce klientkom oprócz
dobrej sylwetki wracała chęć do życia i walki z ustawicznymi,
codziennymi problemami.
Streszczaj
się – mówi Gosia Druga, to co proponujesz? Agata ma nieskazitelna
sylwetkę, więc po co jej gimnastyka?
Dla zdrowia
psychicznego, odparła zniecierpliwiona Kika.
Dobra, to
szczegóły – zwięźle upominała się Gosia Pierwsza.
Dajcie mi
trochę czasu, na następnym spotkaniu przedstawię już
ukierunkowane zestawy gimnastyczne, jak je wykonacie – postawią
was „ na nogi” Gwarantuję słowem.
To co? Mamy
ćwiczyć? Zapytała z niedowierzaniem Gosia Druga.
Ależ tak,
odparła pewna siebie w tym względzie Kika, będziemy ćwiczyć.
Sąsiednie stoliki zamówiły specjalność zakładu, bo koncept Kiki
trafił im do przekonania, oczekiwanie na zamówioną potrawę
stwarzało możliwość do bezkarnego podsłuchiwania obrad sabatu
czarownic, wręcz pozyskania konceptu na walkę z depresją, według
projektu Kiki.
Tymczasem
Kika zmieszana coraz bardziej szuka w przepastnej torbie konspektu
ćwiczeń.
no, nie
wzięłam, czy co?
Dały
jej szansę na spokojną rewizję wnętrza ulubionej torebki, w
której jak zwykle, trudno znaleźć to, co najbardziej potrzebne.
-
Agata, co we wiosce, czytaj, prosi Gosia pierwsza.
,
|