Owszem, że
w czerwcu Egipt był stosunkowo tanio, cóż – nam pasował dopiero
lipiec niestety :). Trafiła się więc Taba – takie last
minute, bez uprzednich ustaleń, gdzie to
właściwie jest, tyle było wiadomo, że w egipskim kraju.
I
poleciałyśmy – nasz, polski samolot, znaczony lotniczym symbolem
SP( Sierra Papa
w lotniczym fonetycznym alfabecie), zaś należącym do firmy Bingo
Airways, ze śladami użytku przez poprzedniego niechlubnego
właściciela OLT
Express. Dobry lot, małe lotnisko w Tabie, a zaraz potem
zadziwienia: nie chcą od nas kasy za wizę egipską ( 20 USD), a na
dworze wieje chłodny wiatr. Pogoda jak na Okęciu przed wylotem –
szok. Wsiadamy do autokaru, który na hamulcach nas wiezie ciągle w
dół. Ciemno wokół, ale widać zarysy gór. Wreszcie nasz hotel,
witają nas na Synaju. Ożesz, czy aby na pewno jesteśmy w Egipcie?
Noo, tak! Jesteśmy w Tabie, która ze względu
na swoje położenie nazywana jest często „Bramą
na Synaj”.
Taba co rusz zmieniała swego zarządcę. że Synaj – to pewne,
natomiast w egipskich rękach jest od 1988r, zaś wcześniej, przed
międzynarodową awanturą, żydowska była. W 1988 r. specjalna
komisja stanęła po stronie Egiptu, w wyniku czego Izrael zwrócił
Tabę Egiptowi w tym samym roku. Mamy
balkon z widokiem na morze, które jest w trzech kolorach. Ten
najdalszy widok morza ma kolor szafirowy ( 300 m głębi, rekiny i
inne morskie stwory, tudzież okręty bardzo wielkie, widok do
prawdziwego pływania, najbardziej dla nas, ma kolor, proszę
Państwa, turkusowy ( 3-9 m w głąb morza), niestety niedostępna
dla nas maluczkich strefa, bowiem by do niej dotrzeć, musi się
przebyć szmaragdową płyciznę, po ostrych kamieniach ( mówią na
nie rafa koralowa). Raz próbowałam, lecz fale ( tu znowu szok –
Czerwone Morze i mocne fale?) popychają cię w szmaragd, na rafę
przewracając. Raz Mała postrzegła: mamo patrz! Wszyscy pływają
na trzech metrach turkusu. Taa, wszyscy, policzyłam śmiałków –
siedem osób!
Spotkanie
z rezydentem biura podróży, tak, tak, nie ma pomostu dla pływaków,
za to proponujemy wycieczkę do Jerozolimy, Betlejem i Morza
Martwego. Nie da się za to dojechać do Petry, Góry Mojżesza,
Kairu i w ogóle nigdzie indziej, bo zamieszki są. Stąd darmowa
wiza egipska. Ach naprawdę możemy pojechać do Jerozolimy? Bez
problemu, gdyż w Tabie jest granica z Izraelem, a tam zamieszek nie
ma, tyle, co tan wojny z czterema państwami. Cóż, skoro tak,
musimy jechać do Ziemi Świętej!
Zbiórka
o drugiej w nocy, w autokarze sąsiadka z tyłu mnie trąca – niech
pani nie zasypia, za pół godziny granica z Izraelem. Dobra, ale o
co chodzi? Otóż przed granicą musimy wysiąść z autokaru, zabrać
rzeczy, bo pojazdy autokarowe nie mogą przejechać przez granicę
Egipt – Izrael. Po przekroczeniu granicy przesiądziemy się w
żydowski autokar. Granica to jakby jakiś koszmar senny. Sześć
bramek, młody wysoki blondyn ( żyd?!)celuje karabinem w nasze nogi.
Prześwietlają nas i rzeczy nasze, potem pytają, czy pierwszy raz
Mariolu jedziesz do Izraela? Masz tak na imię? Smarkaczu,
bruderszaftu z tobą nie zaliczyłam, skąd ta poufałość? Jestem
starą kobietą, chyba obowiązują jakieś konwenanse? Ależ tak, to
tylko nasze procedury, witamy w Izraelu...
Dobra,
rzeczy do żydowskiego autokaru przeniesione, jedziemy, świta długo,
prawie jak u nas w Polsce. Krajobraz pustynny, tu szacun dla
władających ziemią – co rusz plantacja daktyli, każda palma ma
swój kranik z wodą. Pono eksport daktyli zapewnia Izraelowi
znamienny dochód, gdyż Arabia w tym czasie ma Ramadan, nie mogą
pracować, jeść i pić, a jedynie że modlą się, kupują więc
daktyle od Izraelitów, którzy tylko w soboty leniuchują :)
Jedziemy
na północ, po drodze widać obozowiska Beduinów, masakra, takie
slamsy, nie maja wody, za to las anten satelitarnych, znaczy się
oglądają telewizję. Cały czas beżowe pagórki i zbocza gór.
Nie chciałabym tu mieszkać, Nie ma to jak nasza cudna ojczyzna,
prawda?
Turyści,
znaczy my – po nieprzespanej nocy, osłabieni troszeczkę, ale co
tam. Zawieźli nas na Górę Oliwną, gdzie Jezus spotykał się z
bliskimi, a to w szczególności ze swoim najbardziejszym
przyjacielem Łazarzem ( info bez weryfikacji). Z tej Góry panorama
Jerozolimy, widok nie do ogarnięcia, wszystkie budowle beżowe.
Dobra. Co widzę? No masz – cmentarze żydowskie naokoło Góry, bo
stąd do nieba będzie najbliżej w czasie Sądu Ostatecznego.
Kwatera na cmentarzu ceni się na pół miliona dolarów. Tak.
Przewodniczka
nas zgarnia, liczy osoby ( 44 nas turystów jest) i ostrzega, że w
razie zgubienia się transport do granicy taksówką kosztuje 500
USD. Postraszeni, prawie że trzymamy się za ręce. Tak będzie do
końca pielgrzymki.
Wreszcie
jesteśmy u Świętego Grobu. W Bazylice. Musimy zwiedzać od końca
Męki Pańskiej, ażeby nie omdleć z gorąca, temperatura tylko 38
stopni Celsjusza, nie ma strachu:). Bazylika
Grobu Świętego to niesamowita budowla, w jej środku jest, tu za
wiki cytuję, ale tak naprawdę JEST:
dwuczęściowa kaplica
(8 × 5,9 m; wysokość 5,9 m). Przez niewielkie drzwi
wchodzi się najpierw do tzw. kaplicy Anioła z centralnie
usytuowanym kwadratowym ołtarzykiem. Jego mensa
zrobiona jest z fragmentu większego bloku skalnego. Jest to jedyna
pozostałość po kamieniu wspominanym w Ewangeliach.
Miał on być zatoczony u wejścia do grobu Jezusa (por. Mt
27,60). Rozbito go w czasie najazdu perskiego. Z kaplicy Anioła
wchodzi się do kolejnego, jeszcze mniejszego pomieszczenia, które
miało być właściwą komorą grzebalną. W jej wnętrzu, po prawej
stronie znajduje się wykuta w skale wnęka z kamienną płytą, na
której miało zostać złożone ciało Jezusa zaraz po zdjęciu z
Krzyża.
Stoimy
w kolejce, dobrze, że Rusy są za nami, bo ten poziom Bazyliki
obsługują prawosławni mnisi, nota bene bardzo przystojni, z
długimi brodami i warkoczami, cóż z tego, skoro nas nie lubią.
Naszych mężczyzn, skoro mieli sandały na bosych stopach, ale też
rękawki i nogawki poniżej kolan – nie wpuścili! A Rusów i
owszem. Takie perturbacje. My z córką w rękawkach, spódnice do
kostek, więc bez problemu. Stało się długo, nasze niektóre
niewiasty pomdlały z duchoty. Nasi mężczyźni trzymali się
świetnie ( prócz zawiedzionych sandałowców), natomiast biednych
kobitek nie wsparli, krytykując ich mierną kondycję: to nie jest
wyprawa dla mięczaków, trza było w Tabie zostać! Tak? Niee,
pogodziliśmy się w końcu, wspinając na Golgotę.
Lecz
ważne jest co innego. Co przeżyłyśmy u Grobu Jezusa. Wpuszczali
nas do Świętego Grobu po cztery osoby. Przeżycie bardzo znaczące,
ważne, z pokorą wielką odczute. Uklękliśmy u Pana Jezusa Grobu!
Jego Ciało złożone było na tej półce skalnej, przykrytej potem
przez Świętą Helenę białym marmurem, zaś zrujnowanej przez
Saracenów po wielokroć budowli owej. Tam czułam WSZYSTKO. Wiem, że
to wiedza, wiara jest dla wiedzących mniej. Wiem, że byłam u
Jezusa Grobu, skąd On zmartwychwstał. Nawet nasza Najświętsza
Panienka Maryja nie wiedziała, że jej Syn zmartwychwstanie. Tę
wiedzę od dwóch Aniołów ( imion ich nie znam niestety) powzięła.
Wtedy, u Grobu się dowiedziała o Jezusowym Zmartwychwstaniu.
Hmm,
prosta kobitka z Gór Świętokrzyskich zdążyła się pomodlić i
odczuć światłość. Natomiast nasi współbratymcy skarżyli się,
że nie! Ten przystojny z warkoczem i bródką śliczną, zgrabny,
prawosławny mnich pogonił naszych, że ho, ho. :
sybko, wychodi, sybko, sybko !N
atomiast
Rusy mogli się modlić do woli, i bez rękawków na łokcie oraz
spodenek za kolanka ..
Potem
żeśmy pojechali do Palestyny, czyli do Betlejem, opis pielgrzymki
nastąpi po odprawieniu sobotnich gości:-) Ale, oby nie umknęło –
Mała z Wandą poznały Klucznika Bazyliki Świętego Grobu, Arabski
Klucznik Bazyliki ( pono znajomy naszego
OJCA ŚWIĘTEGO (z nazwiska Karola Wojtyły) miał z Małą świetny
kontakt, są też foty Klucznika z Małą, czyli Anastazją, za zgodą
edytorów portalu oraz Małej pozwolę je sobie TU zamieścić,
dobrze? |