Po
modlitwie u Grobu Pańskiego wspinamy się stromymi schodami na
wyższy poziom Bazyliki, kamienne posadzki tak zniszczone, że trzeba
uważać, patrzeć pod nogi, nie mogłam się rozglądać,
kontemplować rzeczy niezwykłych. Zamarzyłam, żeby tak nasze oczy
działały jak obiektyw kamery filmowej, a później w pamięci
dałoby się wszystko odtworzyć.
Podchodzimy gęsiego do miejsca
ukrzyżowania Pana Jezusa. Tam skała pod szkłem bieleje, ale jest
też ołtarz, gdzie klęcząc w specjalny otwór sięgamy ręką i
ciarki przechodzą, bo dłoń napotyka atłasową, wyszlifowaną
milionem ludzkich dotknięć, skałę...
Wszystko
się dzieje w niesłychanym tempie, musimy dalej się przemieszczać,
w szczególności, że Rusy na nas napierają, a ich przewodniczka
gromkim głosem zagłusza nawet nasze myśli, kłapie o rzymskiej
alei, co nieopodal Golgoty bujnym, przepysznym tętniła życiem.
Dotarliśmy na dach Bazyliki. Tu (chyba od XVII wieku?) zakotwiczyli
etiopscy mnisi. Mieszkają w maleńkich, afrykańskich chałupkach,
pobudowanych szczycie góry. I znowu szok, bo schodzimy w dół przez
Drogę Krzyżową, którą pod górę Pan Jezus niósł Krzyż. A to
arabski bazar jest!. Wykute w skale co kilka metrów kamienne
szerokie schody obrastają arabskimi kramami – Arabowie handlują,
czym się da – krzyżami, menorami, dywanami, kawą, Są przyprawy,
owoce, słodycze, wielki harmider. A tu – przewodniczka wskazuje
nad jednym ze straganów marmurową płytę o dziwnym wgłębieniu na
kształt ludzkiej dłoni – jest Piąta Stacja (!), gdzie Święta
Weronika obtarła z potu twarz Pana Jezusa. A Siódma Stacja? (!) Była
tam wyżej, no tam, jak kramik z kolorowymi czapeczkami ( jarmułki i
inne mycki). Wrócić się nie da, bo popychają nas Rusy. Nie chcemy
się rozpraszać, zwłaszcza, że z tyłu ogarnia nas specjalny
opiekun, który w Jerozolimie na Górze Oliwnej dołączył do naszej
pielgrzymki.
Wreszcie
stadko zapędzone pod Ścianę Płaczu. Już w autokarze
przewodniczka rozdała nam karteczki na życzenia, uprzedzając, iż
w szabat ( nie szabas, jak u nas się mówi) do Ściany wtykać nic
nie wolno. Panowie na lewo, panie na prawo. Przy Ścianie Płaczu wg
płci się rozdzielamy. Jest też wysoka, ze sklejki jakby,
prostopadła do Ściany granica. Dyskretnie wpychamy pomiędzy
szczeliny muru ściskane w dłoniach karteczki z prośbami do Boga.
Wszyscy to robią, pomimo że nie wolno.
Na
wielki placu nieopodal Ściany Płaczu promenują ortodoksi, po
dwóch, trzech, grupkami, w ogromnych czarnych kapeluszach, czarnych
chałatach, białych koszulach. Córka mówi – Arabowie to się za
kobietami oglądają, a Żydzi nie. Zdawało się jej, bo młodzi
ortodoksi mierzą nas długimi spojrzeniami, uśmiechają się,
cóż...:).
Przewodniczka
zapędza na do autokaru, jedziemy do Betlejem! |